sobota, 28 maja 2016

19. Color of Your life

Pierwszy raz od wielu dni tak naprawdę byłam wyspana, wypoczęta. Nie byłam o dziwo męczona przez dziwne, nielogiczne sny gdzie jestem ważką latającą nad kwiatami czy też tule niedźwiedzia brunatnego. Uff!
Nim otwarłam oczy pozwoliłam sobie jeszcze na pozostaniu w tej dozie niepewności jaka pogoda czy godzina powie mi dzień dobry. Miękka pościel była nadzwyczaj rozgrzana. Uchyliłam powieki. Dopiero wtedy zobaczyłam dłoń na mej tali. Męską dłoń. Sebastian. To on miarowo oddychał obok mnie. Wtedy jego ręka okazała się cięższa od powietrza. Mój mózg szybko przeszukiwał szufladki wspomnień. No tak... wczorajszy ogień, pożar jego domu. A tak przeklinałam, że wszystko jest tam takie drewniane.
Jednak przecież miał spać na kanapie. Mniejsza...
Wyślizgnęłam się z jego objęć w dość niefortunny sposób. Musiałam z całym impetem spaść na ziemie. Przeklęłam cicho pod nosem unosząc głowę nad powierzchnie łóżka. Sebastian jedynie zacisnął dłoń na poduszce, gdzie poprzednio była moja głowa jednak nie obudził się. Wstrzymując oddech wyszłam z pokoju i dopiero wtedy pozwoliłam sobie na głośne "uff"nięcie.
Jedyne co obecnie potrzebowałam to wysłanie sms do Rosalin. Byłam śmiertelnie ciekawa czy ta żmija z lokami na włosach czasem nie brała w tym wszystkim udziału. Owszem nie cierpiała blondyna ale... Nigdy jej nic nie wiadomo. Ona uwielbiała takie niespodzianki. Po wysłaniu sms odłożyłam telefon na blat w kuchni i westchnęłam bezsilnie. Pierwsze co padło mi w oczy to zdjęcie męża...
Tak cholernie potrafiłam się czuć samotnie bez niego. Nigdy, nikt nawet w dzień naszego ślubu nie przemówiłby mi jak jedna osoba zmienia całe życie. Nie potrzebowałam wielu momentów aby się do niego przyzwyczaić. Byliśmy młodzi gdy braliśmy ślub, miłość zjawiła się gdy byliśmy bogami swoich losów, gdy byliśmy w liceum. Dorastaliśmy razem co dodatkowo sprawiał,o że nasze życie plątało się niczym winorośl. Tylko w pewnym momencie jedna z nich uschła. Najgorsze było, że tak nagle. Co powinno się zrobić z miłością którą się w sobie miało? Nie było nikogo kto zasługiwał na przejęcie tych uczuć. Nie mieliśmy dziecka. Nic po nim nie zostało.
Ocierając łzę włączyłam elektryczny czajnik. Odwróciłam się tyłem do zdjęcia jakby to miało pozwolić mi nie myśleć. Ile razy to przerabiałam z marnym skutkiem? Od jego śmierci zawsze przegrywałam z tym co chciałam, a z tym co czułam. Miliony łez straciłam aby sobie to uświadomić.
Wszytko dotąd było jednakowe, nawet mój styl ubierania... szarość, brak optymizmu. Cholera jasna aż nagle musiał się pojawić się Sebastian? Serio?Czy to była ta ściana od której miałam się odbić, a raczej przebić i zacząć żyć normalnie?
Wiedziałam, że nie chodzi tu o zapomnienie o Tomie ale przecież i na mnie przyjdzie czas, kiedyś się zestarzeje i zostanę dopiero wtedy sama. Przecież mam szanse jeszcze mieć swoje życie, swoją rodzinę, a w sercu nadal mieć miejsce na wszystkie chwile które dał mi mój zmarły mąż.
Nie będę wiecznie młoda! Nie wiem jak długo Sebastian będzie o mnie walczył!
Nalałam do kupka wrzącej wody nie wsadzając przez rozmyślenie żadnej herbaty czy też kawy. Wrzątek wypuszczał z siebie ciepłą parę.
Bez miłości każdy jest niczym... A ja?
Bałam się tych słów, tak cholernie trudno przechodziły mi przez myśl.
Kurwa, już gorsze rzeczy w swym życiu przeżyłam!
Kocham go... Kocham Sebastiana!
Powiem mu! W tej właśnie chwili!

Czemu byłam taką ciapą?
Słoń w składzie porcelany to przy mnie baletnica.
Ręką strąciłam prosto na stopę wrzątek i kubek. Kubek się rozbił, a woda oparzyła skórę.
- Ja pierdziele!- krzyknęłam z bólu. Miałam jedną zdrową nogę, i co? Musiałam sobie robić krzywdę? Akurat teraz?
Z pokoju jak na sygnale wyleciał Sebastian ubrany znów jak greckie posągi, więcej odsłonięte niż zasłonięte.
- Co się stało?- próbował oprzytomnieć po głębokim śnie.
- No co no? Jestem glejzą! Oblałam gire! Znowu muszę iść do girologa!- jęczałam z bólu jak zwykle jakieś potoczne słowa. Zagryzłam dolną wargę dotykając czerwonego miejsca na stopie. Kątem oka dostrzegłam jak unosi brew próbując zrozumieć o co mi chodzi. Odgarnął włosy za uszy i podszedł do mnie.
- Choć.- podciągnął mnie do pozycji stojącej, by zbyt łatwo podnieść trzymając pod pachami na blat kuchenny. Sam przede mną uklęknął i wziął stopę w wielkie męskie dłonie.
- Nie oświadczaj mi się.- wypaliłam nagle.
- Co?!-mruknął patrząc na mnie jak na szaleńce. Klepnęłam się w czoło czując, jak policzki pieką mnie jak szalone.
- Amy... co?- powtórzył nadal zdziwiony.
- Emnkd....- wydukałam spod dłoni. Sebastian zacisnął mocniej wargi aby się nie zaśmiać. Wstał i oparł się dłońmi po obu stronach mego ciała.
- Mam ci się oświadczyć?- jego głos był niższy o kilka oktaw niżeli zazwyczaj.
- Nieee....- jęknęłam. Wziął jedną ręką odsunął moje dłonie od twarzy, abym nie mogła uciekać mu przed jego obliczem. Uniósł znów brew patrząc na mnie wyczekująco, jednak te drgające kąciki ust mnie rozpraszały.
- Uhh... kiedy się zdenerwuje rzucał głupimi żartami, albo pytaniami... Kiedyś wywaliłam kumplowi przed egzaminem czy lubi smak swego kutaska, albo innego natarłam swoim smarkiem mówiąc że to "bobek szczęścia".- mówiłam cicho.
Jedynie przez minisekunde próbował mnie zrozumieć i być poważnym. Zaczął się śmiać na całe gardło aż oczy zaszły mu łzami. Odszedł ode mnie na kilka kroków dławiąc się śmiechem.
- O kurwa.... grubo...- wykrztusił.
Mi wcale do śmiechu nie było. Ponownie przechodziłam przez fale wstydu przypominając sobie te wszystkie dziwne sytuacje. Nie byłam psychicznie chora tylko po prostu tak oto odreagowałam silne emocje.
Patrzyłam na niego błagalnym wzrokiem aby przestał.
- No dobrze i tak cię kocham taką jaka jesteś- wywrócił przy tym oczami, jednak zaraz jeszcze bardziej spoważniał zdając sobie sprawę z jaką łatwością powiedział co powiedział. Moje usta mogłyby obecnie zawodowo... łapać muchy! Bez sprosiakowych myśli. Właściwie nie myślałam. On patrzył na mnie oczekując reakcji.
- Emmm..- jęknęłam.
- Cii Amy ja..
- Ty Ci!- uciszyłam go nieco mocniej niżeli chciałam. Wyprostował się jak na strunie jeszcze bardziej zdziwiony. Zaschło mi w ustach jednak chyba czas wziąć swoje przeznaczenie w ręce.
- Ja ciebie Sebastian...- szepnęłam misim głosem.
- Co?
Nie usłyszał...
Cholera...
- Kocham ciebie... Też ciebie kocham... To... no...- nie wiedziałam co zrobić z swoimi dłońmi czy mimiką. O dziwo zapomniałam nawet o poparzonej stopie. Sebastian nagle ruszył w moją stronę niczym torpeda. Ujął mnie sama nawet nie wiem jak, nie wiem co. Po prostu pocałował mnie.
To było...
Wow...



Kolejny rozdział. Dedykuje go i zawdzięczam Ani.
Trzymajcie za mnie kciuki :) 

wtorek, 26 kwietnia 2016

18. Will you love me tomorrow

Tak bardzo uparła się abym nie wracał sam do hotelu. Właściwie to wszystko odjęło mi jakiekolwiek myślenie więc może i lepiej stało się że miałem nocować u niej na kanapie. Nie tak to miało wszystko wyglądać. Romantyczny wypad, my sami... Może ponownie powtórzyłbym jej że ją kocham. Niestety, stało się co się stało. W sumie nawet nie rozpaczałem. Byłem zawsze przezornie ubezpieczony. Zresztą sprzedam dwa... góra trzy obrazy i znów stanie tam dom. Może z większą ilością pokoi?
Przez moment nawet przemknęła mi myśl o pokojach dla dzieci. Starzeję się i to pewne. Przecież nigdy dotąd nie myślałem o dzieciach.  W sumie niby z kim wcześniej miałbym je mieć? Su na bank nie była tą właściwą. A Amy? Cóż...
Uśmiech pojawił się do moich myśli. Kochałem ją jak wariat i to było niezaprzeczalne, szkoda tylko że oboje komplikowaliśmy. Chociaż gdyby poszło lekką ręką może bym się znudził? Sam nie wiem. Wstałem z westchnięciem z kanapy. Była niecała 4:35. Nic nie zmrużyłem oka. Poszedłem do kuchni po szklankę zimnej wody. Niby ona jest najlepsza na wszystko nawet zamiast seksu. Odsunąłem włosy z czoła i moje spojrzenie spadło na zdjęcie jej męża.
- Co ty tu jeszcze robisz?- zapytałem mówiąc ściszonym głosem. Wziąłem ramkę w dłoń i spojrzałem pod niewielkie światło by przyjrzeć się uważnie. Mężczyzna na zdjęciu ciągle się do mnie uśmiechał. Eh kiepski widok dla mnie jako faceta który chce być z jego byłą żoną.
- Obiecuje że jej nie skrzywdzę ale ty musisz zniknąć z jej życia.- odłożyłem zdjęcie na blat i wypiłem do dna wodę. Perspektywa ponownego położenia się na przykrótkiej kanapie jakoś mnie nie uszczęśliwiła.
Drzwi od sypialni Amy były kusząco uchylone. Czemu by nie wejrzeć? Zawsze byłem ciekawy i chciałem wszystko widzieć i słyszeć. Cóż igrałem z ogniem, bo przecież Amy potrafi też pokazać różki. Z delikatnym uśmiechem wszedłem do jej sypialni. Leżała na jednej części łóżka oddychając spokojnie. Nikłe światło nocnej lampki oświetlało jej twarz. Była piękna. Chciałem przyspieszyć czas aby już nic nam nie stawało na drodze. Cichym chodem znalazłem się po drugiej stronie łóżka. Co ja do cholery robiłem? Nie chciałem jej budzić ale... Cholera musiałem być przy niej. W sekundzie znalazłem się na łóżku pod jej kołdrą.
- Emm... ehm?- wyjęczała zaspana Amy unosząc nieco głowę.
- Ciiiii- wysyczałem.- To tylko ja, Sebastian.- dodałem dla pewności aby nie usłyszeć jak mnie wita imieniem swojego zmarłego męża. Kobieta odwróciła się do mnie przodem z potarganymi włosami i zamkniętymi oczami.
- Coś się stało?- jej głos był zachrypnięty. Uśmiechnąłem się.
- Nie... Chciałem się położyć obok ciebie.- wyjaśniłem niepewnie. Ona jedynie jęknęła coś pod nosem i ułożyła głowę na moim torsie. Nie wiedziałem czy jest świadoma tego że jestem obok niej, jednak żadnego sprzeciwu nie usłyszałem. Objąłem ją ramieniem i poprawiłem kołdrę.
- Kocham cię..- szepnąłem dając jej buziaka w czubek głowy. Amy wydała siebie ciężkie westchnięcie. O dziwo robiło mi się nad zbyt wygodnie i ciepło. Sufit powoli znikał a oczy kleiły się.

Taki krótki rozdział na dobranoc/dzień dobry.

niedziela, 24 kwietnia 2016

17. Girl on fire

W drewnianym pokoju na białym łóżku leżała dobrze mi znana sukienka. Moja sukienka. Co ona do cholery tu robiła? Nie było to nic wyszukanego, o dziwo dostosowanego do pogody. Wszystko co leżało na łóżku łącznie z butami i grubymi rajstopami, należało do mnie. Było to dla mnie niepokojące ale z drugiej strony zwiększyło to mój komfort. Obawiałam się, że da mi czyjeś ubrania lub co gorsza swoje. Ogarnęłam się dzięki MOJEJ kosmetyczce i zeszłam na dół już bez piżamy tylko w normalnym ubraniu.
Na dole w białej koszuli i dżinsach przy kominku siedział Sebastian.
- Jeszcze chwile potrwa zanim rozpalę.- mówił grzebiąc coś przy palenisku.
Dzięki temu mogłam się rozejrzeć po pomieszczeniu. Sufit był pod sam dach, dopiero część gdzie były sypianie została zabudowana. Dom był ogromny zrobiony z bali. Za oknem było widać zamrożone jezioro i las. Było tutaj pięknie. Kiedy tak odwracałam się dookoła swojej osi zauważyłam, że ogień w kominku się pali, a Sebastian patrzy prosto na mnie.
- Ładnie wyglądasz.- powiedział jakby specjalnie czekając aż mój rumieniec jeszcze bardziej zacznie mnie palić w policzki.Wstał kierując się w moją stronę. Objęłam siebie ramionami skulając się pod oporem jego wzroku.
- Piękny dom.-zmieniłam temat.
- Mój...- odpowiedział krótko będąc już niemal przy mnie. Zrobiłam krok w tył, na marne bo wpadłam od razu na drewniany stół. Do cholery wszystko tu musiało być drewniane?
- Jesteś dzisiaj nazbyt władczy.- przymrużyłam oczy widząc, że jego uśmiech się poszerza i odgarnia część swoich dłuższych blond włosów za ucho.
- Powiedzmy... taki dzień.- położył po obu stronach mego ciała, dłonie na blacie od stołu. Byłam usidlona.
- Z jakiej racji zaproponowałeś mi abym poszła się ubrać jeśli widocznie twoim celem jest mnie rozebranie.- wypaliłam będąc pewna że ma tylko jeden zamiar. Jednak on uniósł wysoko brwi i się wyprostował niemal dławiąc się swoją śliną. Zaczął kaszleć, jednak po chwili już oddychał miarowo.
- Znaczy... jeśli chcesz... Ja jestem chętny od dawna ale... Cóż... nie miałem tego w zamiarze... nie dziś...- zaczął się nieco jąkać próbując dobrać słowa.
Moje usta zrobiły się w literkę "O". Powinnam kiedyś sobie uciąć język, moja gadanina przepłynęła w moich żyłach sprawiając że policzki zrobiły mi się bardziej różowe niżeli tego chciałby mróz na dworze.
- Em... ja... w zamiarze... nie...- zaczęłam się jeszcze bardziej jąkać niżeli on poprzednio. Widziałam jedynie uśmiech Sebastiana, który władczo nade mną górował.
- Chyba ktoś zabił się swoją własną bronią.- szepnął mi przy uchu. Jęknęłam czując jak bardzo jestem na przegranej pozycji, ba... jego tors dociskał mój... "tors".
- Cholera!- odepchnęłam go od siebie by móc wyrwać się z tego dziwnego układu.
- Cholera?- powtórzył za mną marszcząc brwi.
- No... cholera..- klasnęłam w dłonie szukając słów. Moja bezsilność przeradzała się w nadmiar wrzących emocji. On jedynie zagarnął swoje włosy za ucho wbijając we mnie oczekujące spojrzenie. Był zbyt opanowany niżeli tego chciałam. Czemu on miał wszystko tak poukładane w głowie, kiedy ja to jedna wielka wybuchowa paczka cukierków z cukrem strzelającym? Gdy tak na niego patrzyłam walczyłam o chociaż jedno sensowne słowo w moich ustach. Na marne.
- Powinnam pisać poradniki jak stać się idiotką w mniej niż 10 sekund.- szepnęłam do siebie jednak Sebastian to usłyszał. Próbował być poważny... jakieś dwie sekundy. Jego brew powędrowała do góry, a sam prychnął z rozbawienia.
- Aaaaahaaa.- wydusił z siebie patrząc na mnie rozbawiony. Zagryzłam wargę zębami i odwróciłam się na pięcie gotowa uciekać z tego przeklętego domu. Zatrzymał mnie w połowie drogi do drzwi.
- Ej ej... spokojnie. Amy...- ujął mój policzek w dłoń szukając ze mną kontaktu wzrokowego. Odsunęłam się niczym poparzona ogniem.
- Amy... uspokój się.
- Ja jestem spokojna! Jestem psia krew szaleńczo spokojna! Jestem oazą spokoju! Pierdolonym kurwa zajebiście wyciszonym kwiatem lotosu na zajebiście spokojnej tafli jebanego jeziora.- moje słowa wylatywały z ust szybciej niżeli chciałam używając więcej wulgaryzmów niż miałam w zamyśle. Sebastian cofnął się o krok robiąc wielkie oczy.
- Wooooow....- jęknął unosząc dłonie w obronnym geście.
- No co?
- Nic... w końcu pokazałaś że potrafisz być też niegrzeczna.- puścił do mnie oczko jakby wygrał jakąś nagrodę.
Kto to wszystko zrozumie i powie mi co miało miejsce? Jakim cudem ktoś mógł być zadowolony po takiej wiązance? On jednak wciąż się uśmiechał patrząc na mnie. O co do licha mu chodziło?
- Choć na spacer...- podał mi mój płaszcz.
Byłam zbyt otępiała abym mogła to wszystko zrozumieć.
Wyszliśmy na spokojnie byle jak najdalej o drewnianego domu gdzie wszystko odwracało się do góry nogami. Szliśmy właściwie w milczeniu. Nie chciałam rozmawiać, nie teraz. Zresztą mu ta cisza nie przeszkadzała. Szedł kilka kroków za mną nie wymuszając nic ode mnie. Za niewielkim laskiem było jezioro z zamarzniętą taflą wodą. Usiadłam na pniu spróchniałego drzewa. Sebastian usiadł obok mnie obejmując mnie ramieniem w tali. Przy okazji oparł brodę na moich barkach. Czułam jego chropowaty policzek przy moim, Przymknęłam oczy czując się o dziwo miło i bezpiecznie. Nasze dłonie same z siebie splotły się dając sobie wzajemnie ciepło.
- Gdybyś nie walczyła tak długo to już dawno byłabyś obok mnie.- szepnął leniwym i ściszonym głosem. Zmarszczyłam brwi słysząc to.
- Więc to moja wina? Może gdybyś nie kłamał...
- Amy..- szepnął mi do ucha aby mnie uspokoić.- Oboje jesteśmy dzicy... tak widocznie miało być... Wzajemnie się...
- Oswajamy?- próbowałam dokończyć za niego zdanie patrząc na kołyszące się drzewa iglaste.
- Nie... raczej chodziło mi o temperowanie. Chociaż nie wiem...- zaśmiał się chrypiącym głosem. Uśmiechnęłam się delikatnie wtulając swoje ciało do jego bardziej. Spojrzał na mnie uważniej.
- Coś się stało?- zauważył małą łezkę w moim kąciku oka.
Jęknęłam z rezygnacją. Chciałam znów zaprzeczać, kłócić się i wybuchać ale... nie powinnam. Nie teraz.
- Dawno nie było mi tak dobrze w ramionach mężczyzny.- powiedziałam cicho zamykając na moment oczy. Powietrze było czyste i zimne niczym lód.- Mogłabym tu zostać na wieki.- dodałam. Poczułam po chwili jak obdarowuje mnie pocałunkiem w skroń. Taki mały pocałunek a poczułam gęsią skórkę w wszelakich miejscach na moim ciele. Nagle jednak on cały zamarł, a jego ciało stało się napięte. Niechętnie otworzyłam oczy spoglądając na niego.
Sebastian marszczył brwi jednak zaraz zerwał się na równe nogi przez co prawie wpadłam w puch śniegu.
- O kurwa! Pali się!- zawołał stłamszonym z strachu głosem.
- Pali? Ale co?- wstałam otrzepując się z śniegu. Dopiero stojąc ramię w ramię dostrzegłam czarny dym za lasem który przebyliśmy. Nogi niemal się pode mną ugięły.
- Kurwa!- wrzasnął. Chwycił mnie za dłoń i ruszył biegiem przez las. Ledwo nadążałam za nim zwłaszcza z chorą stopą. Im byliśmy bliżej posiadłości Sebastiana tym bardziej mogliśmy czuć swąd palonego drzewa. Gdy wpadliśmy na polanę gdzie był jego dom naszym oczom ukazało się jedno wielkie ognisko. Nie było części domu który nie płoną.
- Muszę iść gasić!- ryknął.
- Nie, Sebastian. Nie!.
Złapałam go szybko na rękę widząc jak bardzo to nie ma sensu. Gdzieś z daleka usłyszeliśmy jadące jednostki straży pożarnej. Mogliśmy tylko stać i patrzeć.
Gdy strażacy wyciągali sprzęt już właściwie mogli ugasić tylko resztki drewna. Nic nie zostało. Sebastian cały czas starał się być twardy jednak ręka którą trzymałam była zaciśnięta na mojej dłoni. Nie chciał abym nigdzie odchodziła czy zostawiała go samego, nawet w czasie kiedy strażacy i lokalna policja przyszli do niego spisywać dokumenty.
Wstępna ocena to zaproszenie ognia od kominka.

Zapraszam do komentowania!

środa, 13 kwietnia 2016

16. Si jamais j'oublie

Jechałem dość szybko zanim zwrócę na siebie uwagę osób dookoła. Nie byłem już tak pewny swojego planu teraz niżeli rano kiedy wstałem. Co sobie myślałem? Że udawane porwanie ją podnieci? Cholera jasna. Zjechałem w niewielki zajazd w za granicami miasta gdzie były jedynie pola i łąki. Dla pewności zamknąłem drzwi. Ona siedziała sparaliżowana obok mnie, cala napięta a dłonie wbijała w fotel. Sięgnąłem po bluzkę którą nakryłem jej głowę i ściągnąłem. Jej pisk przerwał się w momencie kiedy otwarła oczy. Patrzyła na mnie przez szklaną otoczkę łez. Ok spierdoliłem.
- Emmm... niespodzianka?- już nie byłem pewny tego co zrobiłem.
- Co...?- drżącym głosem odezwała się wpatrując w moją twarz. Ok teraz byłem pewny że przez swoje zachowanie mogłem znów stracić jej zaufanie.
- Albo nie... nie tłumacz mi...- poprosiła w momencie kiedy otwierałem usta by zacząć ją przepraszać. Usiadła na wprost patrząc na swoje owinięte ręcznikiem dłonie aby były unieruchomione. Zagryzłem dolną wargę. Ręce zaczęły mi się trząść.
- Rozwiążesz mnie?- zapytała. Skiwnąłem głową i od razu szybko uwolniłem jej dłonie. Rozmasowała nadgarstki i sięgnęła do drzwi. Blokada nie pozwoliła jej wysiąść.
- Wypuść mnie.- jej głos był surowy.
- Gdzie chcesz wysiadać?- zapytałem w końcu.
- Chce wracać do domu i zapomnieć o twoim zachowaniu.- patrzyła w boczne okno byle tylko nie na mnie. Westchnąłem bezsilnie. Wszystko bym zniósł, atak na mnie, krzyki ale nie taki spokój. U kobiet to znaczyło najgorszy stan z możliwych. Przynajmniej ja tak twierdziłem. Odblokowałem drzwi jednak zaraz wysiadłem z samochodu zanim ona to zrobiła. Obiegłem auto otwierając jej drzwi. Znów nie obdarzyła mnie spojrzeniem.
- Amy...- szedłem za nią jak duch.- To nie tak miało być... Nie chciałaś zgodzić się na randkę więc pomyślałem...
- Że mnie porwiesz i śmiertelnie wystraszysz?- zatrzymała się odwracając w moją stronę.
- Ok... głupi pomysł. Słaby ze mnie romantyk. Chciałem w końcu spędzić z tobą trochę czasu.- przeczesałem dłonią włosy.
- I dlatego porwałeś mnie w dresie i kapciach?- założyła dłonie na piersi mrożąc mnie tymi swoimi niebieskimi oczami. Westchnąłem. Ok zrobiłem głupotę ale z drugiej strony krzywda jej się nie stała. To nie był powód abym podwijał ogon i się kulił. Zrobiłem krok w jej stronę wiedząc że ona zrobi krok w tył.
- Nie padłaś na zawał... zresztą może wreszcie czas wyjść z poczucia bezpieczeństwa? Raz na milion lat jakieś emocje ci się przydadzą a te były kontrolowane.
- Mam ci za to jeszcze dziękować?- przerwała mi robiąc w moją stronę bojowy krok. Uśmiechnąłem się nieco widząc jej nastawienie dzięki czemu była dla mnie na wyciągnięcie ręki. Mogłem być zabity na miejscu po tym co zamierzałem zrobić. Swoje dłonie położyłem na jej biodrach  znów wzdychając jednak w ten teatralny sposób. Spojrzałem na nią z góry.
- Nie... po prostu po ludzku odpuścić i dobrze się bawić.
Pierw zaczęła się szarpać chcąc wyrwać sie z moich objęć jednak po chwili odpuściła. Uniosła oczy do niebu jakby miała zamiar się modlić.
- Jestem w piżamie...- odpowiedziała poddając się mi. Mój uśmiech stał się bardziej cwany. Przewidziałem wszystko.


Powoli powracam.

poniedziałek, 29 lutego 2016

15. Afterglow

Na przeciw mnie siedziała Ros z lampką wina w ręce. Jej serdeczny uśmiech wciąż mnie witał. Wysłuchała wszystkiego co ostatnio miało miejsce w moim życiu. Wszystko kręciło się dookoła Sebastiana. To że wyjawiłam mu prawdę na temat mego zmarłego męża, aby go nie stracić, to że on wyznał mi miłość, to że przy nim nawet po wielkim płaczu potrafiłam się uśmiechnąć. Wciąż czułam, że pieką mnie policzki z zdenerwowania. Dawno z nikim nie rozmawiałam o moim życiu emocjonalnym. Psycholog nie liczę, tam musiałam to robić.
- Kurde, a myślałam, że Sebastian to zwykły nieodpowiedzialny pojeb.- skwitowała go.
- Ros!- upomniałam ją, dając lekkiego kopniaka w udo zdrową nogą.
- Sama na pewno tak o nim myślałaś jak się tu pojawił. Szczerze obstawiałam, że się pobawi pobawi i zniknie. A tu takie... Jak w jakimś filmie!- zaśmiała się. Wywróciłam oczami, Ros to niepoprawna romantyczka widząca wszędzie happy endy. - W dodatku wyczuł idealnie czas powrotu, bądź co bądź większą część żałoby masz za sobą. Ogarnęłaś swoje życie tak aby móc normalnie żyć. 
- Właśnie normalnie żyć, a nie pakować się w związek, jakieś uczucia...- westchnęłam bezsilnie. Choć od ostatniego spotkania z Sebastianem minął zaledwie tydzień, to ciągle wymienialiśmy krótkie sms. Łapałam się na tym, że uśmiechałam się do ekraniku telefonu. Jednak czy to powinno mieć miejsce?
- Tylko że jest jeden istotny fakt... On był w twoim życiu już wcześniej, już wtedy coś czułaś ale był Phil. Może gdybyś poznała Sebastiana dopiero teraz byłoby ci trudno, ale on już wtedy był dla ciebie ważny. - mówiła do mnie z troską.
- Ale go nie kochałam... jedynym facetem był mój mąż.- broniłam się przed możliwym spojrzeniem na tą sytuację z innej perspektywy która nie istniała.
- Jednak nawet posiadając męża można być zauroczonym kimś innym. A to jest niezaprzeczalne, że w pewnym momencie byłaś pochłonięta jego osobą. Wiem że zdradzić byś nie zdradziła Phila.- przysunęła się do mnie aby objąć ramieniem.
- Żebym na stare lata jeszcze musiała myśleć o facetach...- zakpiłam. Ros klepnęła mnie dłonią w głowę i obie się zaśmiałyśmy.
- Swoją drogą to Sebastian to niezłe ciacho.- zaczęła śmiać się ruszając do mnie zabawnie brwiami.
- Ano...- jęknęłam przypominając sobie jak na tej właśnie kanapie spał w pierwszy dzień nowego roku. Wyjątkowy widok bez wątpienia. Cholera jasna jakie to w tym momencie było płytkie. Zaraz po tym zaczął dzwonić telefon Ros.
- Matko to opiekunka.- jęknęła patrząc na wyświetlacz.- Muszę odebrać.- skrzywiła się.
Oj bliźniaki potrafiły dać w kość i to mocno, obojętnie pod kogo byli opieką. Zajęłam się więc odpisywaniem na sms od Sebastiana. Były różne od żartów po dotyczące jego nowych obrazów. Znów poruszał temat "randki". Za każdym razem próbowałam od siebie odwlec tą myśl oraz zmieniać temat. Po za tym nie mieliśmy po naście lat aby chodzić na randki, zwłaszcza takie "grzeczne".
- Muszę wracać szybko do domu. Dekle zbiły lustro i poprzecinali się obaj. Muszę ich zawieść do szpitala. Matko kochana!- Ros nie miała już sił na tą małą gromadkę.
- Pomóc ci jakoś? Jechać z tobą?- zaproponowałam, w końcu była dla mnie jak rodzina.
- Nie... znaczy... poleciałabyś na dół łapać taksówkę a ja zbiorę moje zakupy i zadzwonię do Jacoba?-poprosiła. Nie musiała dwa razy mówić. Nawet się nie ubierałam, w dresie wyskoczyłam na dwór choć trochę mi to zajęło. Było zimno i brzydko, a kapcie mogłam już wyrzucić do kosza po powrocie do domu. Na szczęście szybko złapałam taksówkę. Akurat Ros wychodziła biegiem z kamienicy dając mi klucze od mojego mieszkania.
- Leć do domu bo będziesz chora... Dziękuję kochana.- mówiła szybko, a w jej oczach mogłam dostrzec łzy zdenerwowania.
- Daj mi znać co z nimi!- rzuciłam nim zamknęła drzwi od taksówki.
Stałam jeszcze chwilę patrząc jak odjeżdża. Miały te dzieciaki talent do wpadania w kłopoty. Poczułam się nagle dziwnie, jak w tych momentach kiedy ktoś nas obserwuje. Spojrzałam przez jedno ramię, nic. Musiało mi się zdawać. Już chciałam wracać do kamienicy kiedy nagle nic nie widziałam.
Zostałam złapana w żelazne ramiona kogoś silniejszego ode mnie, a na głowie miałam worek. Nic nie widziałam, nawet ostre szarpanie nic mi nie dawało. Krzyk! Krzyczałam ile wlezie jednak szybko znalazłam się w jakimś samochodzie, a on niedługo po tym ruszył.
- Kurwa! Zostaw mnie! Puść! POMOCY!- zaczęłam wołać wyrywając się jak mogłam, na marne. A samochód wciąż przyspieszał.


Zapraszam do komentowania!

niedziela, 28 lutego 2016

14. L'll Red Riding Hood

Patrzyłem na jej zapłakaną twarz i czułem się jak największy idiota na tym świecie. Miałem czelność osądzać ją o oszukiwanie mnie, nie biorąc pod uwagę powodów. Zaledwie niedawno straciła swego męża, osobę którą kochała. Wiedziałem, że go kocha, zbyt dobrze mi to zaznaczała kiedy jeszcze osobiście się nie znaliśmy. Byłem durny myśląc, że jest ona gotowa na romans będąc mężatką. Miałem ochotę wyrwać sobie włosy z głowy i wszystkich innych miejsc gdzie się one znajdowały.
Byłem dupkiem.
Zapomniałem na chwilę jakiej kategorii kobiety była Amy.
Cholera jasna.
W dodatku to co wyrządził jej w życiu mąż. Zaatakował ją? Nożem? Co za chory skurwiel. Popełnił samobójstwo jeszcze bardziej raniąc Amy. Pieprzony egoista! Sam nie wiedziałem co lepsze byłoby czy to, że zmarł, czy to aby żył.
Cholera jasna...
A Tobie mówił, że to wszystko ułatwi. Chuj, a nie ułatwi. Albo po porostu miałem klapki na oczach.
Nie no bez jaj, widząc w takim stanie Amy jak mogłem myśleć o tym, że teraz łatwiej będzie mi ją zdobyć?
Cholera jasna!
Usiadłem obok niej na ziemi nie patrząc na nią, wplotłem palce we włosy. Sam nie wiedziałem co mam teraz z sobą zrobić. Moje oskarżenia były bezpodstawne. Kochałem ją i nie miałem prawa mieć do niej żal, że tęskni za zmarłym mężem. Jednak gdzie w tym wszystkim ja?
Poczułem jej dłoń na swoim przedramieniu. była zimna. Uniosłem głowę aby na nią spojrzeć. Klęczała przede mną zapłakana. Jęknąłem widząc ten widok.
- Prze...przepraszam... ja nie chciałam cię oszukiwać. Naprawdę... Nie ciebie.-mówiła to jąkając się. Złamała we mnie wszystko, znów kolejny raz łamała wszystkie moje zasady, dziwne życie... wszystko. Pustka w głowie jedynie kazała mi ją mieć przy sobie i bronić przed światem. Złapałem ją za biodra przyciągając do siebie. Przytuliłem Amy mocno do siebie, chowając w ramionach. Poczułem jej mokre policzki przez materiał bluzki. Moja wina, że doprowadziłem ją do płaczu.
Milczeliśmy długo, nie chciałem liczyć minut, najważniejsze było dla mnie aby się uspokoiła. W końcu jej oddech stał się spokojny, wręcz monotonny. Chciałem się jakoś poprawić ale wtedy zdałem sobie sprawę, że zasnęła w moich ramionach, a całe jej ciało jest wiotkie. Osunęła mi się nieco na kolana. Widziałem jak ma spokojną twarz, jednak podpuchnięte oczy od płaczu.
Pogładziłem jej policzki dłonią aby ją obudzić. Wtuliła się najpierw we mnie bardziej, jakby chciała się uchronić przed otwarciem oczu, dopiero po chwili mogłem spojrzeć w jej niebieskie tęczówki. Było widać, że zapomniała gdzie jest.
- Choć, zabiorę cię do domu.- szepnąłem całując ją w czoło.

Odprowadzałem ją pod drzwi w milczeniu. Kuśtykała obok mnie, jakby zawstydzona prawdą jaką mi powierzyła. Przy drzwiach, które otwarła poczułem że to tak wisieć w powietrzu nie może.
- Nie wiem co ci Su naopowiadała ale nie ma żadnego ślubu. Pewnie chciała ci z zazdrości dopiec... czy co.- wytłumaczyłem w końcu się odzywając.
Spojrzała na mnie z delikatnym uśmiechem, jednak oczy pozostały smutne.
- Nie ma czego mi zazdrościć.- stwierdziła wzruszając ramionami.
- Serio? - zapytałem nie wierząc jej.
- Jesteś jej chłopakiem, ma ciało modelki, pewnie miliony na kącie.- zaczęła wymieniać opierając się o framugę drzwi.
- Po pierwsze nie jestem jej chłopakiem. Już nie. Jej po prostu trudno zrozumieć że to koniec... A po drugie, to ciebie kocham.- nie wiedziałem czy mówić to Amy, przecież niedawno wyjawiła mi swój sekret. Musiałem jednak dać jej do zrozumienia, że to co przeszła nie zmienia moich uczuć do niej. Uciekła spojrzeniem, jednak widziałem jak pojawiają się na jej policzkach rumieńce.
- Przepraszam... jeśli to nie czas...
- Nie- przerwała mi, wzięła głęboki oddech aby spojrzeć mi w oczy.- Po prostu nie wiem co o tym myśleć.- zamyśliła się na chwile patrząc w nieznany mi punkt.- Wiem jedno... potrzebuje cię i tęsknie kiedy cię nie ma. Nie wiem... nie obiecuje... Po prostu... Wybrakowane, przeterminowane produkty tak mają.- chciała zażartować, jednak znów posmutniała. Pokiwałem głową z niedowierzaniem jakie brednie plecie i znowu ją do siebie przytuliłem.
- Idź spać bo głupoty mówisz.- spojrzałem na nią i posłałem oczko.
- A ty?
- Mnie się tak szybko nie pozbędziesz.- zaśmiałem się poruszając do niej brwiami w dwuznaczny sposób. Złamało to jej smutek i sama się uśmiechnęła odsuwając ode mnie.
- Biorę to za obietnicę i groźbę.- wytknęła mi dźgając mnie palcem w brzuch. Udałem, że mnie to strasznie boli.
- Idę już...- powiedziałem zapinając na powrót kurtkę.
- To idź.- odpowiedziała w oczywisty dla siebie sposób na przekór mi. O to cwaniara, a myślałem że chociaż mi zaproponuje kawę, poprosi abym został. Zmierzyłem ją wzrokiem próbując nie wybuchnąć śmiechem. Założyła ręce na piersi robiąc to samo ze mną.
- Czemu nie idziesz?- zapytała z drżącymi kącikami ust.
- Czekam...- odpowiedziałem jakby to było oczywiste.
- Na...?
- Abyś się ze mną pożegnała.- i nadstawiłem nieco policzek. Ona stuknęła się w czoło jakby o czymś zapomniała.
- A racja! To dobranoc!- rzuciła słodko i ruszyła za próg zamykając za sobą drzwi. Stanąłem jak wryty.
- Serio?- nie wierzyłem w to co właśnie się zadziało. Cisza panowała na korytarzu. Rozejrzałem się dookoła jakbym był w ukrytej kamerze. Serio?!
Uchyliła nieco drzwi mając włożony łańcuch. Przez szparkę widziałem ją roześmianą, jednak walczyła o to aby być poważna.
- Przecież to nie randka abym musiała dawać ci buziaka na dobranoc.
- Czyli liczysz na randkę? Ha mam cie!- złapałem ją za słowo tak jak ona pierwsza mnie. Uśmiech zeszedł jej z ust.
- Co? Ja? Nie.. Sebastian to nie tak...
- Jesteśmy umówieni!- rzuciłem posyłając jej całusa przez tą szparę w drzwiach i niczym zwycięzca powolnym krokiem ruszyłem korytarzem jej kamienicy. Usłyszałem jak otwierając się drzwi, a Amy wychodzi.
- Jesteś okropny!- rzuciła do mnie z daleka. Odwróciłem się i szedłem tyłem.
- A ty przeterminowana! 1:1- puściłem do niej oczko. Wywróciła oczami mając uśmiech na twarzy. Tak, w takim stanie mogłem ją spokojnie zostawić samą w mieszkaniu.
Taką chciałem ją pamiętać.


Zapraszam do komentowania! :)

piątek, 26 lutego 2016

13. On my own

Nie widziałam Sebastiana już dwa tygodnie. Czternaście długich dni, kiedy to nie wiedziałam co się z nim działo. Może przesadziłam? Może powinnam mniej mówić. Było mi coraz bardziej głupio, przecież nie miałam do niego żadnych praw. Sam stwierdził, że będzie moim przyjacielem, a przyjaciel ma prawo być z kim chce, nawet wyznając mi miłość. To, że był nielojalny w stosunku do tamtej dziewczyny... to już jego problem. Tęskniłam za nim, naprawdę.
Siedziałam w kwiaciarni stukając paznokciami w szybkę telefonu, zastanawiając się czy do niego napisać. Może rozmowa by wszystko załatwiła? Chociaż... nadal kłębiła się we mnie złość za to co powiedział na odchodnym. Niby go kocham i nie chce się przyznać. Śmiechu warte...
A raczej chciałam się z tego śmiać a nie potrafiłam. Cholera jasna z tym Sebastianem!
Wzięłam dłoń z telefonu i zaczęłam nerwowo bawić się obrączką, która wisiała na mojej szyi. Było już ciemno za oknami kwiaciarni, a ja nadal musiałam tkwić w szynie. Cholerna noga! Ludzi niemal nie było widać. W momencie kiedy przyszło mi do głowy aby szybciej zamknąć kwiaciarnie, drzwi zadzwoniły. Uniosłam wzrok.
Przede mną ukazała się kobieta, wyglądająca jak niejedna z magazynów modowych. Długie rude włosy miały w sobie kawałki śniegu, krótka sukienka ukazywała długie chude nogi. Ja siedziałam w grubym wełnianym swetrze, a i tak było mi zimno. Podziwiam taką odporność na zimno.
- Dzień dobry.- przywitałam ją wstając z krzesła. Jej oczy na mnie stanęły i szeroko się uśmiechnęła.
- Ooo witam.- powiedziała przyjaźnie, niemal jej głos był przesłodzony.
- W czymś mogę pomóc?- zapytałam widząc, że nawet nie rozgląda się po kwiaciarni tylko się mi przygląda. Dziwne.
- Emm... czemu nie!- klasnęła w dłonie podchodząc do lady. Od razu poczułam zapach jej ciężkich perfum. Ok, nie mnie oceniać klient nasz pan. Kobieta nadal się we mnie wpatrywała. O co jej chodziło?
- W takim razie?
- Byłam w biurze państwa firmy i chciałam zorganizować wesele. Mam za dużo na głowie, wie pani...-uśmiechnęła się do mnie. Pokiwałam głową z zrozumieniem czekając na więcej informacji.
- Słyszałam od znajomych, że jest pani najlepsza. Właścicielka firmy kazała mi panią tu odnaleźć i jestem.- znów poraziła mnie białością swoich zębów.
- Em... bardzo mi miło.- nie często zdarzało mi się aby ktoś dokładnie chciał mnie do organizacji ślubu. Miłe zaskoczenie. - A narzeczony nie będzie uczestniczył w spotkaniu? Możemy zawsze przełożyć spotkanie.- zaproponowałam. Zawsze wolałam znać obie strony.
- Niestety, jest sam bardzo zapracowany. Ma na głowie nowe zlecenie, ale całkowicie oddaje się w moje ręce i decyzje.- odpowiedziała dotykając moją rękę. Ok, kolejna dziwna rzecz. Odchrząkałam odsuwając się od niej. Dziwna baba.
Przeszłyśmy jednak do tematu ślubu: gdzie, kiedy, jaka sceneria, jakie ozdoby, kwiaty. Tak naprawdę udało nam się przerobić wszystko co dotyczyło planowania ślubu. Zapisywałam wszystko dokładnie na umowie w końcu doszło do momentu kiedy należało wpisać dane przyszłych małżonków.
- Ok teraz proszę mi podać pani imię i nazwisko.- poprosiłam skupiając się na papierkowej robocie.
- Su Berry.
- Mhm... a teraz narzeczonego.
- Sebastian Johnas.
Zamarłam, a długopis wypadł mi z dłoni na ladę. Spojrzałam na rudowłosą, a jej uśmiech nie znikał. Su... Nigdy nie wiedziałam jak wygląda a teraz. Zabrakło mi powietrza w płucach. Stała przede mną... planuje ślub z Sebastianem. W momencie mogłam porównać gdzie mi tam do niej.
- Witaj Amy...- powiedziała niskim głosem, który doprowadzał mnie do gęsiej skórki.
- O co w tym wszystkim chodzi?- zapytałam zdezorientowana.
- Planuje ślub mój i Sebastiana... Tu podpisać?- zapytała przejmując umowę i długopis. Nie zdążyłam nic powiedzieć, a ona podpisywała już dokument. Zamrugałam kilkakrotnie powiekami.
- Nie jest już twój. Zapamiętaj to sobie dziwko...- odpowiedziała puszczając do mnie oczko. Zaraz po tym wyszła z kwiaciarni.
Co do diabła!?
Wzięłam umowę do ręki i od razu podarłam ją w drobny mak. Nawet jakby Sebastian miałby brać ślub z nią... nie! Nie dołożę do tego ręki! Serce z nerwów biło mi jak szalone.
Minęło może pięć minut, a przede mną leżała podarta umowa. Znów usłyszałam dźwięk dzwonka. Oby to nie była ona... oby to nie była ona. Unosząc wzrok.
- Sebastian.- powiedziałam z ulgą, nawet nie wiedząc kiedy złapałam się za obrączkę na szyi. Spojrzał na mnie dziwnie, jakoś tak... niemiło. Zerknął na trzymaną w moim ręku obrączkę i prychnął.
-Ten dzień jest już za dziwny... nie uwierzysz kto tu był.- chciałam aby był moją ucieczką od tego co przed chwilą przeżyłam. Wyszłam zza lady i podeszłam do niego, on jednak zrobił krok do tyłu. Zmarszczyłam brwi. Ok, może nadal nie przeszło mu za tamto wydarzenie z sylwestra.
- Kolejna wyimaginowana osoba?- zapytał zakładając ręce na tors mrożąc przy tym oczy.
- Co? Nie... Su tu była... Chciała podpisać umowę na wasz ślub. O co chodzi?- zapytałam niemal błagając go. Jego mimika twarzy się zmieniła, był równie zaskoczony co ja.
- Żartujesz...
- A czy żartowałabym z czegoś takiego? Po za tym nie kłamie w takich poważnych sprawach.- przyrzekłam. Dla mnie to nie było nic przyjemnego, jednak jego reakcja dała mi nadzieje, że jednak nie bierze z nią ślubu.
Sebastian nagle zaczął się śmiać i podszedł do mnie biorąc w palce moją obrączkę.
- A jak się miewa twój mąż?- zapytał nadal wpatrując się w obrączkę. Nie wiedziałam o co mu chodzi. Wpatrywałam się w jego twarz uważnie. Ten dzień zbyt szalony.
- Czemu nagle interesujesz się moim mężem?- zapytałam obawiając się tego pytania.
- Bo może...- i wtedy urwał szarpnięciem mój łańcuszek. Zabolało to strasznie.- On nie żyje.
Zamarłam.
- Ale...-jęknęłam
- Skąd wiem? Najważniejsze dla ciebie powinno być to że nie ty powiedziałaś mi prawdę. Ty... która tak bardzo o nią walczyłaś. Śmieszne co nie?- nie uśmiechnął się nawet. Znowu zaszły mi oczy łzami.
- Chciałaś mnie zbyć to mogłaś powiedzieć w prost a nie zasłaniać się mężem nieboszczykiem. Pewnie przewraca się chłop w grobie.- patrzył mi prosto w oczy. Bolało jednak nie umiałam się odezwać. Widziałam że nawet Sebastiana tym zraniłam.
- Chyba... z nami koniec.- szepnął oddając mi obrączkę.
Odwrócił się ode mnie plecami i ruszył w stronę drzwi. Nie potrafiłam mówić o śmierci męża, nawet niewiele pomogła mi pani psycholog, czy leki antydepresyjne. Tak wiele straciłam przez ostatnie pół roku. Sebastian był moją nadzieją, która właśnie odchodziła...
- Proszę...- szepnęłam, słysząc jak otwiera drzwi. Spojrzał na mnie przez ramię.
- Amy.- jakby mnie prosił abym dała już spokój.
- On popełnił samobójstwo... ja...- westchnęłam przyjmując łzy na policzki. Zasłoniłam się dłońmi nie chcąc aby widział mnie w takim stanie. Drzwi się zamknęły. Nic nie słyszałam. Wyszedł? Został? Nic, cisza. Otarłam łzy. Uniosłam mokre powieki. Sebastian zasłaniał właśnie drzwi i zmieniał tabliczkę z otwarte na zamknięte. Podszedł do mnie i widziałam, że parzył na mnie uważnie, jego oskarżenie się zmniejszyło. Dostałam szansę? Ale czy umiałam ją wykorzystać?
- To dla mnie... On zniknął...- zagryzłam dolną wargę jakby to miało mi pomóc. Usiadłam na ziemi bez jego pomocy. Zamknęłam oczy, chciałam być z moimi myślami sama, a on jedynie milczał. Przykucną niedaleko mnie.
- Umarł... Siedem miesięcy temu. Nagle wszystko się dla niego zmieniło.- westchnęłam. Rzadko kiedy mówiłam o nim.- Po zakończeniu z tobą... wiesz, że on wiedział o tobie. Byłam niesprawiedliwa, a on cierpliwy... Kochał mnie, rozumiał wszystko... Jedno co było prawdziwe... kochałam go. Nigdy bym go nie zdradziła, wiedział o tym. Był tym jedynym na wieki... Myślałam, że na wieki. Jednak za szybko los mi go odebrał...- szepnęłam ostatnie słowa cicho. Długo milczałam zbierając myśli.
- Zmienił się z dnia na dzień. Ostatni miesiąc jego życia... Nie wiem co się z nim działo. Nie rozumiałam jego myśli. Było już dobrze, nie myślałam o tobie, byłam znów jego Amy... ale... Nie mógł wymyślić rzeźb, na kilku wystawach go wyszydzili, to ja zarabiałam na rodzinę. Nie wytrzymywał presji. A ja głupia myślałam, że to chwila... minie.- otarłam łzy z policzków.
- Jego nerwy nie miały ulotu... raz nie wytrzymał...- głos na powrót zaczął mi drżeć. - Podniósł nóż... Był zdernerwowany... Nie kontrolował się...
- Zrobił ci coś?- dopiero teraz Sebastian się odezwał.
- On nie chciał...- dodałam od razu patrząc na niego jednak widziałam jak cały się napina z zdenerwowania.- Kiedy trafiłam do szpitala...- zawiesiłam głos nigdy nie potrafiłam powiedzieć tych słów. Patrzyłam martwo przed siebie.
- Zabił sie...- wydukałam



Zapraszam do komentowania.